[ Gregor ]
Cholera,
wiedziałem no! Po prostu wiedziałem! Zawsze jak coś obiecam, że pojawię się
punktualnie, nigdy nie wychodzi! Dopiero zbliżam się do głównej ulicy, która
prowadzi do szkoły moich dzieci, a powinienem już tam być od co najmniej
dwudziestu minut! I wspierać moją młodzież!
Przycisnąłem
mocniej gaz do dechy i pędziłem ulicą Innsbrucka, tak bardzo mi znanego i
kochanego. Teraz mam powód by tu ponownie wrócić i zamieszkać, ale nie wszystko
na raz.
Po dwóch
minutach zaparkowałem pod szkołą bliźniaków. Jak dobrze, że w pobliżu nie było
policji, bo dostałbym tak cholernie wysoki mandat, że pewnie ukaraliby mnie
więzieniem! A co za tym idzie, odwołaliby mi emeryturę olimpijską.
Wpadłem
zziajany do głównego holu szkoły. Usłyszałem dźwięki dobiegające z Sali
gimnastycznej, więc tam też się skierowałem.
Na całe
szczęście jeszcze się nie zaczęło. Ale miałem szczęście! Wzrokiem szukałem Lii
i bliźniaków. Z trudem ich dostrzegłem pod samą sceną na końcu Sali
gimnastycznej. Podbiegłem tam i przywitałem się. Kiedy Lucas z Camille poszli
za „kulisy” czyli za kurtynę tuż za sceną, oboje z Leą usiedliśmy na
plastikowych krzesełkach i oczekiwaliśmy na występ naszych pociech. Matko, jak
to dziwnie brzmi! Jeszcze niespełna miesiąc temu nie miałem o nich zielonego
pojęcia, a teraz? Czy mogę już powiedzieć, że ich kocham?
Spojrzałem
na Leę oraz na to co wisiało na jej szyi. Srebrne serduszko na łańcuszku.
- Pamiętam
to – powiedziałem, zwracając tym samym uwagę Lii.
- Naprawdę?
– patrzy na mnie zdziwiona i nerwowo dotykała serduszka.
- Tak, dałem
ci to na 27 urodziny – wyszeptałem, a w jej oczach ujrzałem jedynie dwa małe
płomyczki nadziei. Ale nadziei na co?
Uśmiechnęła
się do mnie i popatrzyła prosto w oczy. One naprawdę błyszczały!
Głupi, głupi, głupi.
Mniej więcej
w połowie show, na scenę wyszedł Lucas z gitarą, a tuż za nim Camille w
mikrofonem. Była trochę zestresowana. Spojrzała na mnie, a ja tylko uniosłem
dwa zaciśnięte kciuki. Kiedy to zobaczyła, momentalnie się do mnie uśmiechnęła
i stała się jakby pewniejsza.
Miała
naprawdę piękny głos, a mój syn cudownie przygrywał jej na gitarze.
Czułem się z
nich naprawdę dumny, choć ledwo och znam. Są uzdolnieni muzycznie i to bardzo!
Po nich
wystąpiło jeszcze kilka osób, jednak bliźniaki okazały się bezkonkurencyjne.
Wygrali, a ja to przeczuwałem od samego początku kiedy tylko usłyszałem kilka
pierwszych, wyśpiewanych przez Cam słów.
Po tym całym
show, Leah jako pierwsza ich wyściskała. Była fantastyczną matką. Naprawdę
żałuję, że nie było mnie przez te długie 17 lat…
- Jestem z
was ogromnie dumna! – jej głos obudził mnie z moich przemyśleń. Wycałowała ich
i jeszcze raz mocno przytuliła do siebie.
Naprawdę ją
podziwiam za to, że zdołała sama wychować dwójkę tak wspaniałych dzieciaków.
Czapki z głów, narty z nóg.
Pogratulowałem
Lucasowi i Cam wspaniałego występu. Piosenka dobrana perfekcyjnie, a wykonanie
jeszcze lepsze od oryginału, którego miałem okazję kiedyś przesłuchać.
Chwyciłem
Leę za dłoń. Ona się odwróciła twarzą do mnie, zdziwiona. Objąłem ją w pasie,
jak chyba za dawnych dobrych czasów i tak po prostu ją pocałowałem. Totalny
impuls, jednak nie dostałem w twarz. Oddawała pocałunek.
Nie
obchodziło ani mnie ani jej, że tuż obok nas są dzieci, że stoimy chyba na
środku Sali gimnastycznej i prawdopodobnie wszyscy się na nas patrzą.
Liczyło się
tu i teraz. Tylko ona i ja. Tylko nasze uczucia.
[ Leah ]
Była w
niemałym szoku, przez to co zrobił Gregor, niemal przy wszystkich tu
zgromadzonych ludziach.
Od razu po
tym incydencie, zabrałam dzieci i wróciliśmy do domu.
Tak
przyznaję się, dalej kocham Gregora i przez najbliższe dni nie mogłam spać. Nie
skupiałam się na tym nad czym powinnam. Zawalałam pracę lekarki w pobliskim
szpitalu, jednak na całe szczęście nie miało to wpływu na pacjentów. Potrafiłam
się zachować prawie jak profesjonalistka.
Musiałam
zadzwonić do Diany. Tak długo ze sobą nie rozmawiałyśmy, że aż mnie to bolało.
Nie wiedziała co się działo przez ostatni miesiąc, dlatego musiałam jej
wszystko ze szczegółami opowiedzieć.
- On cię
dalej kocha, Leah. Uświadomił to sobie,
co prawda szkoda, że dopiero po tych 17 latach, ale lepiej późno niż wcale, prawda? – odpowiedziała, a ja nie
wiedziałam co zrobić.
Rozłączyłam
się, prawie rzucając słuchawką. Miała totalny mętlik w głowie.
Tyle lat
czekałam i łudziłam się na cokolwiek. By zadzwonił albo wrócił i po prostu
powiedział, że mnie kocha. Że to co było wtedy w Harrachovie było głupim,
cholernie beznadziejnym żartem!
Łzy leciały
mi po policzku prawie ciurkiem. Położyłam głowę na poduszce, kiedy dostałam smsa.
Długo biłam
się z tym, czy go odczytać, szczególnie wtedy kiedy zobaczyłam kto jest nadawcą
wiadomości.
Po kilku
minutach wzięłam głęboki oddech i przeczytałam treść smsa szeptem.
Moje serce przy Tobie
zupełnie inaczej bije. Ono Cię poznało i chyba nigdy nie zapomniało. Proszę,
spotkajmy się
Trzy zdania,
przez które jeszcze bardziej się rozpłakałam.
Osiemnaście słów, które znaczą tak wiele, i tak wiele bólu przyniosły.
17 lat minęło… a ja nigdy nie przestałam go kochać, choć zdawałam sobie
doskonale sprawę, że to się skończyło.
Że to nigdy
nie wróci i nie będzie już tak jak wtedy.
Że straciłam
go na zawsze po tym upadku i nic go już nie przekona.
Teraz kiedy
pojawił się promyczek nadziei, boję się.
Tego, co
powie i zrobi.
Nie
wiedziałam sama już, co ja mam zrobić by było dobrze. Przede wszystkim dla
dzieci.
_________
ooops. spóźniłam się z rozdziałem, znów przepraszam :c